Zimowe leże
Generalnie to mogłabym przesypiać całą zimę. Zapadać w sen zimowy jak niedźwiedź lub jakieś inne leśny futrzak. Zamykać oczy gdzieś tak w okolicy listopada i otwierać je pod koniec marca. Chować się pod stertą kołder i poduszek, i nie wyściubiać nosa, aż do Wielkanocy. Ewentualnie wybudzić się na małe co nieco w okolicach Bożego Narodzenia.
Zima to zdecydowanie pora na bakier z moim zegarem biologicznym. Czuję to w ciemne, mroźne poranki, kiedy nie może mnie dobudzić nawet najczarniejszy szatan, a ciało wywleczone z łóżka stara wyrwać się z nocnej hibernacji.
Czuję to biegnąc w kilkustopniowym mrozie na autobus do pracy, kiedy kolana odziane w spodnie i dwie pary rajstek stukają o siebie jak dwie kostki lodu.
Czuję to wracając do domu, kiedy moje oczy zamknięte przez osiem godzin w korporacyjnym pudełku szukają na niebie witaminy D, ale widzą tylko ciemne chmury lub co gorsza smog.
I nawet na chacie to czuję…
bo najpierw poszła rura u sąsiada i przez trzy dni z kranu lała się lodowata woda. Codziennie rano odprawiałam więc rytuał znany już od zarania dziejów, a przez posiadaczy piecyków dawno wyparty ze świadomości – mycia wody w cebrzyku, bali lub jak w moim przypadku zwyczajnym garnku (ten do gotowania bigosu wreszcie się przydał :D). Jak by tego było mało zaczęły wariować kaloryfery i temperatura w domu spadła o kilka stopni, od okien zaczęło ciągnąć, a podłoga zrobiła się zimna jak metal. I na dworze spadło do minus dziesięciu. Tak, zdecydowanie wolę to przespać.
Powyciągałam więc tylko z szaf dodatkowe swetry, grube kalesonki i zapasowe koce. Opatuliłam nimi całą rodzinę, a sama wcisnęłam się pod kołdrę – czekam na przedwiośnie. Nie wiem jak dzieci niedźwiedzi, ale moje niestety nie chcą poleżakować ze mną. Zima ich jakoś nie spowalnia, pomimo dodatkowych par skarpet. Skaczą i szaleją po łóżku, zamiast dotrzymywać mi towarzystwa w zamarzaniu. Może to jakiś inny gatunek jest ;)
Kącik Kubusia w naszej sypialni właściwie nie ulega zmianom. Staram się
utrzymać go w jasnej tonacji i nie zagracać za bardzo. W końcu służy mu
tylko do snu. I tłumacząc się właśnie na tę okoliczność zaopatrzyłam go w
chmurkową lampkę z Pepco. Dodatkowo przytachałam fajny druciany kosz na
wszystkie te zimowe kocyki, coby je mieć pod ręką. Myślę, że jeszcze na jakiś czas mu starczy. Potem trzeba będzie coś wykombinować, bo
zaanektuje leże rodziców. I gdzie ja wtedy będę się chowała przed zimą ;)
To trzymajcie się cieplutko, bo jeszcze większe mrozy nadciągają.
Ściskam,
Pliszka
Zbieranina rzeczy:
- tekstylia - H&M, Jysk, Ikea, Color Stories, Poofi, Fifi Studio, hand made
- lisek filcowy - jam się nie chwaląc go zrobiła ;)
- skarpetki - Mama's Feet, Many Mornings
- pudełka - Pepco, Empik, Mamissima
- koszyki - Pepco, Tiger
fajniasto tam :)
OdpowiedzUsuńa skarpety podkolanka takie i inne zamawiałam na ali dla pociech moich siostrzeńców
To muszę koniecznie posznupać po Ali, bo uwielbiam takie leśne motywy.
UsuńMoże znajdę wreszcie wilki dla starszego :D
ja też wyczekuję końca zimy.. Piękne dekoracje, a Twój synek to naprawdę taki słodziak, że janiemogę :) Przekochany :)
OdpowiedzUsuńSłodziak tylko do zdjęć, bo tak to straszny pędrak z niego ;)
UsuńTo ja dołączam do minowego snu, też nie lubię zimna ja mam komfort termiczny przy +24. Cudny drewniany lisek, wszystkie te motywy liskowe łacznie ze sarpeciorami cudne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie 24+ powinno być jedyną dopuszczalną temperaturą ;)
UsuńA fanką lików jestem wielką :D
Ściskam!
Pięknie. Radośnie, jasno, przytulnie. Widać, pociecha czuje się tam świetnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJaki słodziak! :D
OdpowiedzUsuńBosh, jak ja podziwiam Twoją konsekwencję kolorystyczną! Chciałabym tak, ale wiem, że bym nie podołała xD
BTW, swego czasu miałam manię na lisy (m.in. zaowocowała tym samym otulaczem/pieluchą, co macie ;)) - piątka!
Uściski!
To teraz ja się liskuję, bo mi się te liski wyjątkowo kojarzą z tym moim małym łobuzem (który nie jest zawsze taki słodki jak na zdjęciach) :D
UsuńA z tą konwencją to jest tak idealnie tylko do zdjęć ;) jak tylko młodszy ze starszym przytachają swoje zabawki i inne "elementy wystroju" to się robi piękna pstrokacizna.
Zresztą dopiero teraz konsekwencja przybiera na sile, kiedy wreszcie mam trochę miętowych, zielonych i fioletowych dodatków, które jakoś współgrają ;) wcześniej był szał ciał (i portfela) :D
Buziaki :*
Uwielbiam Twoje zdjecia i wnetrza, podziwiam za idealne zestawianie kolorow (chyba masz podobna obsesje jak ja :-)))) ), pokoik jest przecudowny!!!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zaczynam mieć tego samego bzika i coś mi się zdaje, że to Twoje zdjęcia były jedną z jego przyczyn ;) Uwielbiam je (i Ciebie) za cudowną konsekwencję kolorystyczną. U mnie mięta/zieleń był kompromisem, bo osobiście też wolę róż, ale przy trójce chłopaków totalnie by nie przeszedł :D
UsuńUściski!
Cudny pokoik, jego mieszkaniec z resztą też <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuńoch, cudny ten kącik. piękne kolory, i taki przytulny. mały słodziak chyba dobrze się w nim odnajduje!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, uwielbia w nim spać i wtulać się w swoje poduchy :)
UsuńPiękne kolorki :) u nas szykują się zmiany i bardzo bym chciała aby pokoik wyglądał podobnie. Największy dylemat mam czy kupić meble i materac do łóżeczka czy jednak jakąś rozkładaną sofę :)
OdpowiedzUsuńRura rurą, ale pokój śliczny :)
OdpowiedzUsuńZachwycający pokój. Każde dziecko by go uwielbiało.
OdpowiedzUsuń