Gram w zielone
Słońce zaczęło się wreszcie pojawiać znad burych ścian sąsiednich kamienic i nieśmiało zapuszczać w moje gniazdko. Szybko ogarnęłam okno, aby się nie zniechęciło i nie uciekło :). Zielone zasłony upolowane w budowlanym pierwszy raz ujrzały światło dzienne. Długo zastanawiałam się nad kolorem, który by współgrał z resztą mojego stonowanego mieszkanka, kupując i oddając inne pięć nietrafionych odcieni zieleni (sic!). Ten wybór, ku uciesze mężusia i jego obolałych barków okazał się ostatnim i o dziwo, najtańszym. Nie są to co prawda moje ukochane "naturalsy", ale prasują się za to idealnie.
Zielona ptaszyna uchowała się sfruwając z tegorocznej choinki, której żywot został brutalnie i przedwcześnie przerwany przez mojego rozszalałego trzyletniego skrzata. Teraz wisi sobie (chyba) bezpiecznie na ramce zakupionej w zamkniętym już Flo.
Słońca zaklinanie zaczęłam także od wyciągnięcia uroczej zastawy z Porcelany Śląskiej. Okazy trafiam na wyprzedażach przy fabryce.Tu nieśmiało prezentuje się mlecznik oraz imbryk, z przykrywką nie od pary (wszystko po złotówce). Dla reszty znalazłam miejsce w kuchni, ale to innym razem...
piękna stonowana kolorystyka . Mniej znaczy więcej - w tym przypadku sprawdza się to doskonale - swietnie dobrane i urządzone.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
i dziękuje za wizytę i fajny wpis