Pamiętajmy o ogrodach
Miasto latem wcale nie rozkwita. Patrząc przez okno brak mi w nim kolorów, kwiatów, klombów, rabatek. Liczne skwery obsadzone drzewami, świecą tylko łysinką na trawnikach. Finezyjnie usypane ścieżki i trasy dla biegaczy. Nie uświadczysz jednak na nich ani róży, ani chwastów. A szkoda... szkoda tej wolnej przestrzeni, która mogłaby być popisem dla szalonego ogrodnika. Która mogłaby radować oczy przechodniów feerią barw i odurzać zapachem, przy akompaniamencie zapracowanych pszczół. Urozmaicać szare blokowiska.
I nie wiem na kogo tu ponarzekać. Skąd ten brak. Czy należy tu węszyć spisek babć, budzących się jeszcze przed świtem, aby nazrywać kwiatów do wazonu i przed ołtarzyki. Może nocą po parkach tańczą dzieci-kwiaty, w ekstatycznym tańcu wijąc wianki. A może jakiś biurokrata wypalił dziurę w w budżecie i wszyscy zapomnieli już, co tam było do sfinansowania... I brakło tych kwiatków, klombów i rabatek. I nie mam z czego bukietów nazrywać, bo nawet chwasty nie czują się już w mieście dobrze. I nie mam na czym oka latem zawiesić. Co najwyżej na praniu sąsiadów, bo im też się obsadzać balkonów już nie chce.
Tak więc ja, mieszkanka betonowej dżungli, apeluję i postuluję - sadźmy więcej kwiatów. Przy chodnikach, koło przystanków, za blokami. Z budżetu miasta i z własnej kieszeni. Ubierajmy ładnie nie tylko siebie, ale i przestrzeń wokół. Na nią patrzymy częściej niż w lustro.
***
Jedyne kwitnące krzewy znalazłam koło mojej ulubionej piekarni. Tak więc serwuję sobie w stylu francuskim brioszkę z mlekiem, patrząc na tawułę japońską. Zerwaną bynajmniej nie nocą ;)
I zatapiam się w fantastycznej lekturze, o ogrodach rzecz jasna. Szczęścia dopełnia nowy nabytek, wypatrzony na Veganmanii. Tylko takie dekomaniaczki jak ja, zamiast zjeść coś dobrego, rzucają się w pierwszej kolejności na stoiska z plakatami. A ten jest wyjątkowy - nie tylko słodki (z moim ukochanym ptasim motywem), ale też drukowany na ekologicznym papierze, zaś część pieniędzy ze sprzedaży jest przekazywana na stowarzyszenia pomagające zwierzętom. Wielki szacun dla Alalea! Zajrzyjcie do nich koniecznie - ja już mam chrapkę na kolejne perełki.
I zatapiam się w fantastycznej lekturze, o ogrodach rzecz jasna. Szczęścia dopełnia nowy nabytek, wypatrzony na Veganmanii. Tylko takie dekomaniaczki jak ja, zamiast zjeść coś dobrego, rzucają się w pierwszej kolejności na stoiska z plakatami. A ten jest wyjątkowy - nie tylko słodki (z moim ukochanym ptasim motywem), ale też drukowany na ekologicznym papierze, zaś część pieniędzy ze sprzedaży jest przekazywana na stowarzyszenia pomagające zwierzętom. Wielki szacun dla Alalea! Zajrzyjcie do nich koniecznie - ja już mam chrapkę na kolejne perełki.
I choć ponury dziś mam pejzaż za oknem, z wiszącą burzą nad dachami, wewnątrz zrobiło się jakby odrobinę radośniej. Kwiaty czynią cuda. Pamiętajmy więc o ogrodach.
Wakacyjnie pozdrawiam z miejskiej dżungli,
Pliszka
Tak, to prawda, że w mieście coraz trudniej spotkać kwiaty, dlatego tak ucieszył mnie wyjazd na wieś w ostatnią sobotę. Przywiozłam do domu pęk pięknych chabrów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Kasia
Zaczytałam się ciekawe przemyślenia:)
OdpowiedzUsuńEdyta
http://sztukaspodstrzechy.blogspot.com