Domowa czytelnia
Ostatni miesiąc minął mi w szalonym tempie. Kartki z kalendarza szybko uciekały. Jeszcze szybciej biegałam ja pomiędzy pracą i domem, jedną robotą a drugą, na przemian stukając w klawiaturę, wycierając nosy, procedując umowy, pomagając w lekcjach, robiąc raporty i mieszając w garnkach. Ciągle w totalnym niedoczasie. Ciągle na najwyższych obrotach.
Aż wreszcie przepaliłam się. Organizm powiedział stop. Padłam na twarz i nie wstawałam przez dwa dni. Całe zmęczenie, które się we mnie skumulowało wzięło górę i obezwładniło mnie na dobre. Otrzymałam status chorej z pełnymi tego słowa przywilejami. Dostałam przydział ciepłego jedzonka, stertę poduszek i dostęp do zaległych lektur. Jasia moja Mami zabrała do siebie, Mężuś wcielił się w domoogarniacza. Nie mogłam narzekać ani na brak dostępu do przekąsek ani do rozrywek. A i sterta poduszek była całkiem, całkiem. W domu względna cisza i nikt nie zawraca gitary. Tylko ćmok jakiś. Razem ze mną przepaliły się chyba żarówki, albo to świat spochmurniał na mój widok. Tak czy siak, nici z zalegania pod kocykiem z książką.
Do tej pory czytałam naprędce, łykając na przemian kawę i książki. Bez zbytniego celebrowania, byle jak, byle gdzie, byle szybko. Ale teraz, mając przed sobą perspektywę długofalową (czyli aż do poniedziałku), zamarzyłam sobie lepszy standard w postaci wygodnego miejsca z dobrym oświetleniem. Miejsca z lampą idealną - ruchomą, metalową – no, po prostu wymarzoną (taką, co to teraz pół Insta posiada).
Na zamawianie w necie nie miałam czasu, za długo by zeszło. Przygotowana na zawał cenowy, resztkami sił wybrałam się więc do Ikei. W końcu zakupy to najlepsze lekarstwo dla kobiet. A na lekarstwach się nie oszczędza ;) Jakież było moje zdziwienie, kiedy upragnioną wymarzoną znalazłam już za 35 zeta. Od razu cudownie ozdrowiałam, dorzuciłam do koszyka jeszcze klika kwiatów i drobiazgów (to w ramach wspierania się w rekonwalescencji) i pełna zdrowia i szczęścia wróciłam do domu. Niestety nie mogłam zbyt długo ukrywać powrotu do sił umysłowych i cielesnych, kiedy to radośnie skakałam po kanapie próbując dobrze umiejscowić lampkę. Łaskawie status chorej pozwolono mi jednak do końca weekendu utrzymać. Mogłam na spokojnie jeszcze przez klika godzin podjadać, wylegiwać się i czytać, czytać, czytać…
Wieczorem teren niestety zaanektowano. Obawiam się, że odzyskam go dopiero za rok, jak znowu się przepalę. Ale przynajmniej wtedy będę już perfekcyjnie przygotowana na chorowanie ;)
A na chorowanie najlepsza fantastyczna Brzezińska - wspaniale się przy niej kuruje.
Dużo zdrówka Wam życzę!
Ściskam,
Och, kapitalna cena! Nie dziwię się, że ozdrowiałaś - mnie też by to magicznie postawiło na nogi - razem z kwiatami i resztą ;D
OdpowiedzUsuńAaaaw... pięknie masz...
I kupuję Twój zestaw książka-czekoladki-kubek muminkowy w całości. Też bym Ci zajęła kącik! :P
Uściski, Kochana! Energii życzę i jasnych dni :)
Dziękuję, kochana Sówko :)
UsuńOj, dużo tych chętnych do kącika, ale tak łatwo im go nie oddam ;)
Buziaki :*
Inspirujący artykuł. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń