Magia tworzenia: tie-dye
Uwielbiam czarować. Zakasać rękawy i tworzyć. Wypuszczać spod palców wyjątkowe przedmioty. Szyć je, haftować i malować. Z tych samych materiałów, tą samą metodą, a jednak za każdym razem inne. Unikatowe, bo podatne na czynnik ludzki lub dzieło kapryśnego przypadku. Niepowtarzalnie niedoskonałe, magicznie urzekające.
Czym bowiem jest hand-made jak nie totalną magią, dostępną czasami tylko dla wtajemniczonych. Odrobinę nieujarzmioną i wymykającą się niedoświadczonym z pod kontroli. Stosującą skomplikowane ściegi, niepoliczalne rodzaje produktów i wyrafinowane techniki. Wymagającą zwinnych rąk, wiedzy tajemnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie lub łopatologicznych youtubowych tutoriali. Ale nawet wtedy, znając ten sam sposób i mając identyczne, zdawałoby się, składniki, każdy twórca wyczaruje i tak coś indywidualnego, niesztampowego. Dorzuci szczyptę chaosu, doda odrobinę talentu, wpadnie do kotła, pomyli kolejność i efekt stanie się nieprzewidywalny. W każdych dłoniach cudownie inny.
Kwintesencją tej spontanicznej czarodziejskości jest farbowanie tkanin. Świętujące swój powrót za sprawą boho, królujące na wybiegach i w salonach, ponownie modne tie–dye. Nie ma bowiem nic bardziej różniącego się od siebie, niż dwie udrapowane i ufarbowane w ten sam sposób koszulki (czy też poszewki). Bo mocniej zabulgocze woda, inaczej ułoży się splot, za słabo zwinie się materiał ... I nie wyjdzie z tego żaden sieciówkowy klon czy inna fabryczna kopia, za to magiczny efekt WOW będzie zawsze ten sam. No i duma starszego dziecka, że takich fajnych egzemplarzy jakie wyczarowała mama, to nikt w sklepie nie dostanie. To się nazywa oczarować niewtajemniczonego ;)
Krótki kurs farbowania tkanin
(dla adeptów chcących zgłębić arkana sztuki tye-dye)
Ingrediencje:
- farby do tkanin ( u mnie Argus, kupione w pasmanterii)
- sól kuchenna lub ocet ( w zależności od rodzaju farby)
- zipki, gumki recepturki lub sznurek
- naczynie do rozmieszania farby plus łyżka do mieszania
- emaliowany garnek do podgrzewania wody
Czarowanie:
I. Przygotuj roztwór do farbowania zgodnie z przepisem na opakowaniu. Ja swój fioletowy barwnik rozmieszałam w 1 litrze gorącej wody z solą kuchenną w szklanym słoiku.
II. Wlej powstały roztwór do emaliowanego garnka i dość mocno podgrzej go na kuchence, ciągle mieszając, tak do 70 st. C.
III. Wyłącz kuchenkę, ale nie zdejmuj garnka z palnika.
IV. Zwiń koszulkę, torbę, poszewkę lub co tylko masz ochotę ufarbować w ślimaka (przykład na zdjęciach) i zwiąż powstały zwitek tkaniny gumką recepturką, zipką lub sznurkiem.
V. Namocz „ślimaka” w ciepłej wodzie.
VI. Włóż namoczonego „ślimaka” pionowo do garnka, tak by roztwór farby dochodził tylko do połowy zwitka. Nie mieszaj już roztworu (pomimo zaleceń na opakowaniu). Dzięki temu tkanina nie nasiąknie w całości i uzyskasz wzór spirali/muszli.
VII. Zostaw tkaninę w garnku do czasu wystudzenia roztworu (do ok. 30 st. C).
VIII. Po wystudzeniu wyjmij tkaninę z garnka i wypłucz ją porządnie w zimnej wodzie.
IX. Wysusz na suszarce, a na końcu potraktuj żelazkiem. Tak spreparowany materiał nie powinien już farbować.
X. Ciesz się niepowtarzalnym, magicznym efektem. W dodatku totalnie na czasie i w boho klimacie ;)
Powodzenia w czarowaniu!
Ściskam magicznie,
Pliszka